poniedziałek, 7 października 2013

Marta Kaczyńska: mój ojciec nieraz zawiódł się na Donaldzie Tusku

Dla ekipy obecnego premiera tragedia smoleńska jest cynicznie używanym narzędziem konfliktowania Polaków, dzielenia, szantażowania wyborców. Śmierć polskiej elity nie obchodzi ich chyba w ogóle - ocenia w rozmowie z tygodnikiem "W Sieci" Marta Kaczyńska. Córka tragicznie zmarłego w katastrofie smoleńskiej Lecha Kaczyńskiego pytana, co powiedziałby dzisiaj jej ojciec, odpowiada, że jest przekonana, że byłoby to jedno zdanie: "Odłóżcie na bok wszystkie różnice i stańcie przy Jarosławie". 


Marta Kaczyńska pytana, skąd jej zdaniem bierze się kolejna kampania ataków na niezależnych naukowców pracujących nad sprawą katastrofy smoleńskiej, odpowiada, że w szerszej perspektywie chodzi o storpedowanie dojścia do prawdy. - Mamy wierzyć w rosyjskie i rządowe manipulacje, a jeśli nie wierzymy i sprawdzamy sami, na dodatek wykazując kłamstwa, uruchamia się medialną przewagę i próbuje nas zakrzyczeć - zaznacza.
Wideo
materiał wideo
Kaczyński: bez zmiany władzy katastrofa smoleńska nie będzie wyjaśniona
Prezes PiS Jarosław Kaczyński oświadczył, że ponowne umorzenie śledztwa dotyczącego organizacji lotów do Smoleńska w 2010 r. potwierdza tezę, że dopóki nie będzie zmiany władzy w Polsce, sprawa katastrofy smoleńskiej nie zostanie...

Jednocześnie podkreśla, że odpowiedzią na poważne badania są inwektywy, reakcją na obszerne zeznania w prokuraturze zmanipulowany przeciek, a zamiast debaty z ekspertami mamy medialne nagonki. Wlicza do tego oświadczenia niektórych uczelni, odcinających się od działań zatrudnionych tam naukowców zaangażowanych w badanie katastrofy smoleńskiej.

- Obliczenia prof. Wiesława Biniendy pokazują, że skrzydło nie mogło zostać urwane wskutek zderzenia z brzozą, bo wszelkie symulacje wskazują, iż je przecina. Dr Grzegorz Szuladziński na podstawie swoich badań wskazuje, że na pokładzie tupolewa doszło do eksplozji, a dr Kazimierz Nowaczyk - spreparowanie przez komisję Millera wykresu rzekomego przebiegu katastrofy - wylicza Kaczyńska dopytywana, czego się konkretnie dowiedziała dzięki pracy niezależnych ekspertów.

Córka tragicznie zmarłego prezydenta pytana m.in. jak w kontekście Smoleńska zachował się Donald Tusk, odpowiada, że sprawia wrażenie, jakby uznał, że to nie jego sprawa. - Jakby zginął nie prezydent Polski, lecz jakiegoś odległego, mało znaczącego dla nas państwa. Jego zachowanie nie trzyma żadnego standardu, sądzę, że będzie przez historyków ocenione jednoznacznie. Począwszy od gry, jaką podjął z Rosją przed 10 kwietnia, skierowanej przeciw własnemu prezydentowi, przez zezwolenie na to, by jego ówczesny przyjaciel Janusz Palikot obrażał pamięć ojca już po śmierci taty, po to, co dzieje się do dziś - mówi.

Kaczyńska przyznaje, że jej ojciec Lech Kaczyński nieraz zawiódł się na Donaldzie Tusku. - Można to było uznać za element gry politycznej. W obliczu tak wielkiej tragedii wszyscy powinniśmy być jednością w dążeniu do ustalenia prawdy, a szef rządu zdaje się wciąż grać - zaznacza.

Córka Lecha Kaczyńskiego dopytywana również m.in. co - jak przypuszcza - powiedziałby nam dzisiaj Lech Kaczyński, odpowiada, że nie jest to kwestia przypuszczeń, ale wie to, jak każdy, kto znał jej ojca. - Prezydent Kaczyński miałby do powiedzenia nam wszystkim jedno zdanie: "Odłóżcie na bok wszystkie różnice i stańcie przy Jarosławie" - puentuje.

Źródło: "W Sieci"

Gronkobus zachęca, by w referendum odwołać Hannę Gronkiewicz-Waltz

Republikanie zamierzają specjalnym autobusem odwiedzić wszystkie dzielnice Warszawy, by zachęcać mieszkańców do głosowania w referendum za odwołaniem prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz. Gronkobus z hasłem "13 X głosuj. Pokaż im, kto tu rządzi" rozpoczął tournee.


Na konferencji prasowej połączonej z początkiem tournee Gronkobusu lider Republikanów poseł Przemysław Wipler po raz kolejny zachęcał do wzięcia udziału w zaplanowanym na 13 października głosowaniu. - To dzień, podczas którego warszawiacy będą mieli okazję pokazać, że są obywatelami, że są odpowiedzialni za swoje miasto i że są gotowi do zmian, że chcą zmian sposobu zarządzania naszym miastem, sposobu wydawania pieniędzy - mówił Wipler. 

Zarzucił prezydent Warszawy, że choć dysponuje dużymi środkami z Unii Europejskiej i ma poparcie rządu i premiera z tej samej partii, "nie była w stanie załatwić fundamentalnych spraw dla miasta" - janosikowego, własności znacjonalizowanych po II wojnie światowej nieruchomości - i doprowadziła do tego, że o połowę wzrosła liczba urzędników. 


- Kilka lat temu warszawiacy wyposażyli panią prezydent, wybierając ją ponownie, wielkim kapitałem zaufania społecznego. Pani prezydent ochoczo wzięła ten kapitał i założyła polityczno-biurokratyczną spółkę bez odpowiedzialności - powiedział z kolei pełnomocnik Republikanów na Warszawę Paweł Gruza. 

Wipler przyznał, że Gronkobus jest inspirowany Tuskobusem, czyli autokarem, którym w przeszłości ruszał w Polskę premier Donald Tusk. - Kto autobusem wojuje, autobusem może będzie się musiał kiedyś przejechać - powiedział Wipler. Podobnie jak Tuskobusy aktywizowały Polaków do pójścia na wybory, tak Gronkobus ma zachęcać do wzięcia udziału w niedzielnym referendum - tłumaczył lider Republikanów. 

Do piątku Gronkobus ma odwiedzić wszystkie 18 dzielnic stolicy. Republikanie zamierzają pokazywać powody, dla których Gronkiewicz-Waltz powinna zostać odwołana. Będą organizować happeningi, konferencje prasowe i rozdawać ulotki. Autokar - stary Jelcz 043, tzw. ogórek - został oklejony podobiznami Gronkiewicz-Waltz i polityków PO, którzy zachęcali, by nie iść na referendum: Stefana Niesiołowskiego, Julii Pitery, Andrzeja Halickiego, Donalda Tuska, Ewy Kopacz (z papierosem w ustach) i Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Poniżej jest napis "13 X głosuj. Pokaż im, kto tu rządzi". W kampanii Republikanie używają też piosenek "To ostatnia niedziela" Mieczysława Fogga i "Trzynastego" Kasi Sobczyk. 

Również lider Wolnego Związku Zawodowego "Sierpień 80" Bogusław Ziętek zaapelował do liderów największych central związkowych - OPZZ, NSZZ "Solidarność" i Forum Związków Zawodowych, by członkowie warszawskich struktur tych organizacji wzięli udział w referendum i głosowali za odwołaniem Gronkiewicz-Waltz. "Nie możemy być obojętni i stać z boku, gdy władza odwraca się od społeczeństwa i ustawia do niego tyłem! Warszawskie referendum jest sprawą kluczową. To przede wszystkim przedsięwzięcie społeczne, oddolna inicjatywa obywatelska. Stąd właśnie potrzeba stanięcia po stronie społeczeństwa" - napisał Ziętek. 

Referendum w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz odbędzie się 13 października. Będzie ważne, jeśli weźmie w nim udział 3/5 liczby wyborców, którzy uczestniczyli w wyborach prezydenta w Warszawie w 2010 roku, czyli co najmniej 389 430 osób. Inicjatywę zapoczątkowaną przez szefa Warszawskiej Wspólnoty Samorządowej, burmistrza Ursynowa Piotra Guziała poparły m.in.: PiS, Ruch Palikota (od niedzieli Twój Ruch) i Solidarna Polska. 

Afera pedofilska w Kościele. Polacy oburzeni

To poniżające! - komentują ludzie skandal pedofilski dotyczący polskich księży. - Ja dlatego przestałam chodzić do kościoła. Nie będę rozmawiać z księdzem, który nie wiadomo, co robił w nocy z ministrantem - mówi kobieta. - Ja chodzę do kościoła w innej parafii, bo do naszej przyjeżdżają panie lekkich obyczajów - dodaje młoda dziewczyna. - A ja mam tak negatywny stosunek do Kościoła, że już nic mnie nie zdziwi - mówi chłopak. Zobacz film i podziel się spostrzeżeniami ze swojej parafii.



Polscy biegli zbadają komputer ks. Wojciecha Gila? Materiały z Dominikany lada dzień w Polsce

Prokuratura Okręgowa w Warszawie będzie chciała, aby to polscy biegli zbadali komputer, zabezpieczony przez dominikańskich śledczych w domu ks. Wojciecha Gila – dowiedział się portal tvp.info. Filmy i zdjęcia, które mają obciążać duchownego powinny trafić do prokuratury pod koniec tego tygodnia lub najpóźniej na początku przyszłego. Niemal pewny jest też wyjazd naszych śledczych na Dominikanę. 


Z ustaleń portalu tvp.info wynika, że Alicja Ortega, dziennikarka telewizji Noticias SIN z Dominikany zeznając w stołecznej prokuraturze okręgowej wyraźnie dała do zrozumienia, że miała bardzo szeroki dostęp do materiałów zgromadzonych przez prokuraturę w swojej ojczyźnie.

Policja poszukiwała ściganego przez Interpol ks. Wojciecha Gila w Modlnicy
Krakowska policja poszukiwała ściganego listem gończym przez Interpol ks. Wojciecha Gila w rodzinnej Modlnicy koło Krakowa - poinformował rzecznik małopolskiej policji Mariusz Ciarka.

Na część pytań nie chciała odpowiadać zasłaniając się tajemnicą dziennikarską. Nie wiadomo, dlaczego nie zdecydowała się na przekazanie polskim śledczym filmów i zdjęć, które są w jej posiadaniu. Jak się dowiedział portal tvp.info dowody te mają trafić do Polski oficjalną drogą, pod koniec tego tygodnia lub na początku przyszłego. Wówczas, zadaniem śledczych, dojdzie do weryfikacji tego materiału pod kątem wydzielenia tych filmów i zdjęć, które dokumentują np. czyny pedofilskie.


Jak się nieoficjalnie dowiedział portal tvp.info warszawscy prokuratorzy traktują śledztwo w sprawie domniemanych pedofilskich przestępstw popełnionych przez księdza Wojciecha Gila i arcybiskupa Józefa Wesołowskiego jako jedno z najważniejszych w ich jednostce. Będą też chcieli, aby komputer w domu ks. Gila, na którym miano znaleźć dziesiątki tysięcy zdjęć i filmów pedofilskich, został zbadany przez polskich biegłych informatyków.

– W takich poważnych sprawach trzeba jednoocznie wyjaśnić kiedy zabronione treści się tam znalazły i czy było to świadome działanie, a nie np. wynik działania któregoś z programów rozsyłających takie zakazane zdjęcia na urządzenia nieświadomych użytkowników. To wszystko można zweryfikować i nie wyobrażamy sobie, aby taka czynność nie została wykonana przez polskich biegłych. Bez tego nie można wręcz mówić o stawianiu zarzutów posiadania czy utrwalania treści pedofilskich, co jest w Polsce przestępstwem – mówi jeden ze śledczych.

Alicja Ortega została przesłuchana w sobotę, po tym jak po przyjeździe do Polski zadeklarowała chęć pomocy polskim śledczym. Dziennikarka wypowiadała się m.in. dla TVP Info, że widziała zdjęcia i filmy pogrążające ks. Gila. Część z nich miało powstać w biurze duchownego na Dominikanie. Ks. Wojciech Gil w specjalnym wywiadzie dla TVP Info zaprzeczył, aby molestował jakiekolwiek dzieci. Przekonywał, że mógł pańć ofiarą intrygi w związku ze działalnością społeczną na terenie swojej parafii na Dominikanie.

Warszawska Prokuratura Okręgowa od tygodnia prowadzi śledztwo w sprawie podejrzenia seksualnego wykorzystywania dzieci przez dwóch polskich duchownych. Polskie śledztwo toczy się w kierunku przestępstwa pedofilii, za co w Polsce grozi do 12 lat więzienia. Drugim wątkiem postępowania jest przestępstwo utrwalania treści pornograficznych z dziećmi (zagrożone pozbawieniem wolności do 10 lat). Podstawą wszczęcia tego śledztwa były informacje, jakie prokuratura uzyskała z polskiego przedstawicielstwa dyplomatycznego w Bogocie, które potwierdziło w prokuraturze na Dominikanie, że prowadzi ona postępowanie w sprawie dotyczącej dwóch polskich obywateli.

Władze Dominikany badają m.in. sprawę byłego już nuncjusza apostolskiego na Dominikanie abp. Józefa Wesołowskiego, którego w sierpniu odwołał papież w związku z podejrzeniami o pedofilię. Drugim z podejrzewanych polskich duchownych jest michalita ks. Wojciech Gil. Dominikana zwróciła się z prośbą do Interpolu o pomoc w poszukiwaniu ks. Gila. Polska policja ustaliła, że ksiądz przebywa w rodzinnej miejscowości koło Krakowa. Nie został zatrzymany, bo nie ma na razie wniosku Dominikany o jego ściganie

Dziś Europejski Dzień bez Samochodu

Tego dnia w wielu miastach Europy można jeździć autobusem lub metrem bez biletu. Dziś, 22 września, obchodzimy Europejski Dzień bez Samochodu. 


Jest to międzynarodowa akcja, podczas której centra ponad dwóch tysięcy miast są zamykane dla ruchu samochodowego. W tym roku uczestniczy w niej ponad sto ośrodków z Polski.

Na terenie zajezdni tramwajowej Podgórze w Krakowie odbyła się symulacja zderzenia tramwaju z samochodem osobowym połączona z pokazem akcji ratowniczej. Symulacja miała uświadomić kierowcom, jak tragiczna w skutkach może być nieostrożność...


W Warszawie wszyscy chętni mogą jeździć za darmo komunikacją miejską, a także SKM-ką i pociągami Kolei Mazowieckich oraz Warszawskiej Kolei Dojazdowej tam, gdzie obowiązuje wspólny bilet. Ponadto, ci którzy w niedzielę wypożyczą rower w systemie Veturilo, w koszyku znajdą niespodziankę, czyli zdrowy upominek.


Idea Dnia bez Samochodu powstała w 1998 roku we Francji. Jego celem jest kształtowanie wzorców zachowań proekologicznych i upowszechnienie informacji o negatywnych skutkach używania aut.

Organizatorzy tego dnia chcą przekonać mieszkańców miast do alternatywnych środków transportu oraz pokazać, że życie w mieście bez samochodu jest nie tylko możliwe, ale także przyjemniejsze. Kampania przyczynia się również do zmniejszenia hałasu i zanieczyszczenia powietrza.

W naszym kraju Dzień bez Samochodu jest obchodzony od 2002 roku pod patronatem ministerstwa ochrony środowiska. Inicjatywa ta cieszy się coraz większym zainteresowaniem, z roku na rok przybywa chętnych, by 22 września zostawić auto w garażu czy na parkingu.

Według informacji Transportu Miejskiego, w 2008 roku było to 70. kierowców, a w ubiegłym roku już ponad tysiąc.

Zabójcze zanieczyszczenia

Każdego roku około 2,1 miliona ludzi na całym świecie przedwcześnie umiera z powodu wdychania zanieczyszczeń z powietrza. Kolejnych 470 tysięcy zabija zbyt duże stężenie ozonu w atmosferze – wynika z wyników badań opublikowanych w magazynie „Environmental Research Letters”. 


Międzynarodowy zespół 30 naukowców pod kierownictwem prof. Raquel Silver z Uniwersytetu Północnej Karoliny (USA) stworzył mapę, na której oznaczono ilość zgonów w wyniku zatrucia się zanieczyszczeniami. Powstała ona na podstawie informacji o poziomie zanieczyszczeń powietrza w latach 1850-2000 oraz wyników wcześniejszych badań dotyczących wpływu unoszących się w atmosferze pyłów na zdrowie. Choć badacze wywnioskowali, że np. w Afryce oraz Ameryce Północnej i Południowej ilość zgonów znacznie spadła w ciągu 150 lat, to w pozostałych miejscach na świecie sytuacja pogorszyła się. 





Mapy prezentujące zmianę ilości przypadków przedwczesnej śmierci w wyniku wdychania pyłów z grupy PM 2,5 (u góry) oraz zatrucia ozonem (na dole) w latach 1850-2000. Kliknij, aby powiększyć (fot. Environmental Research Letters)


Rozwój przemysłu w Azji sprawia, że obecnie z powodu zanieczyszczeń atmosfery podupada tam na zdrowiu o wiele więcej osób. W Chinach co roku w wyniku wdychania szkodliwych pyłów umiera średnio 1,24 miliona mieszkańców. Zatrucie ozonem jest tam również bardzo powszechne - z tego powodu rocznie giną 203 tysiące Chińczyków. 

Podobnie (choć jeszcze nie tak źle, jak we wschodniej Azji) sytuacja wygląda w Europie, w tym również w Polsce. Z danych wynika, że na naszym kontynencie z powodu pyłów unoszących się w powietrzu przedwcześnie umiera średnio 154 tysięcy osób rocznie. Natomiast z powodu zatrucia ozonem ginie co roku 32,8 tysiąca Europejczyków. 

Stężenie zanieczyszczeń powietrza w Polsce 

Zdaniem autorów badań najgroźniejsze dla zdrowia są pyły z grupy PM2,5. Są to drobiny o średnicy mniejszej niż 2,5 µm, które wnikają głęboko do płuc, docierają do pęcherzyków płucnych, a także przedostają się do krwiobiegu. Pyły te przyczyniają się do wzrostu zgonów w wyniku chorób serca, układu krążenia, dróg oddechowych oraz raka płuc. 

Na terenie naszego kraju rozmieszczone są 32 stanowiska mierzące stężenie drobin PM2,5. Niestety, pochodzące z nich dane nie napawają optymizmem. Zgodnie z raportem Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska dotyczącym roku 2011 najwyższe stężenia tych zanieczyszczeń uzyskano dla miast i aglomeracji województwa śląskiego, w każdym przypadku powyżej 37 µg/m3, z maksimum w Częstochowie wynoszącym 38,9 µg/m3. Przy czym zaznaczyć trzeba, że norma wynosi 25 µg/m3. Stężenie pyłów przekroczyło tę wartość również m.in. w aglomeracji warszawskiej (27,8 µg/m3), Radomiu (26,0 µg/m3), aglomeracji krakowskiej (36,4 µg/m3), aglomeracji wrocławskiej (30,1 µg/m3) czy Poznaniu (26,1 µg/m3). 

Na szczęście nie w całej Polsce norma jest przekroczona. Najlepiej sytuacja wygląda na północy kraju. Najniższe wartości stężenia PM2,5 zmierzono w Koszalinie i aglomeracji szczecińskiej, odpowiednio 14,0 µg/m3 oraz 16,5 µg/m3. Niskie wyniki pomiarów uzyskano również np. dla aglomeracji trójmiejskiej (18,6 µg/m3), Olsztyna (19,1 µg/m3) oraz Elbląga (20,2 µg/m3). Średnia wartość stężenia pyłów z tej grupy w powietrzu dla całego naszego kraju niestety przekraczała w 2011 roku europejską normę - wynosiła 26,9 µg/m3. 

Nagroda Nobla 2013 za odkrycie mechanizmu transportu międzykomórkowego

Nagrodę Nobla z dziedziny Fizjologii lub Medycyny otrzymało trzech amerykańskich naukowców: James E. Rothman, Randy W. Schekman oraz Thomas C. Südhof za odkrycie mechanizmu regulacji transportu pęcherzykowatego, głównego mechanizmu transportu pomiędzy komórkami. 


Nagrodę Nobla z dziedziny Fizjologii lub Medycyny otrzymało trzech amerykańskich naukowców: James E. Rothman, Randy W. Schekman oraz Thomas C. Südhof za odkrycie mechanizmu regulacji transportu pęcherzykowatego, głównego mechanizmu transportu pomiędzy komórkami. 

Laureatów Nagrody Nobla 2013 w dziedzinie Fizjologii lub Medycyny ogłosił Göran K. Hansson, sekretarz komisji noblowskiej ds. Fizjologii lub Medycyny. 


Komitet Noblowski uzasadnił swój wybór tym, iż "ci trzej naukowcy rozwikłali tajemnicę tego, w jaki sposób komórka organizuje swój wewnętrzny system transportu". 

"Każda komórka jest fabryką, która produkuje i eksportuje białka. Transport molekuł odbywa się za pomocą pęcherzyków (okrągłych baniek zbudowanych z błon lipidowych - przyp.red). Tegoroczni laureaci odkryli jak te ładunki docierając z jednego punktu w organizmie do drugiego" - czytamy w komunikacie. 

- Badania prowadzone przez laureatów są bardzo podstawowe, ale mają wielkie znaczenie dla zrozumienia zasadniczego procesu zachodzącego w każdej komórce. -
Jest to z punktu widzenia praktycznego istotne dla zrozumienia, w jaki sposób komórki produkują np. hormony typu insulina - i w jaki sposób można wykorzystać te procesy w praktyce - bądź, w jaki sposób pobierają z zewnątrz różnego rodzaju substancje typu leki, czynniki wzrostowe, hormony - powiedziała dr hab. Marta Miączyńska z Pracowni Biologii Komórki w Międzynarodowym Instytucie Biologii Molekularnej i Komórkowej w Warszawie. Może się to przyczynić do opracowania lepszych metod produkcji hormonów, np. insuliny, i pomóc określić, w jaki sposób leki działają na komórki, jak są pobierane poprzez pęcherzyki uwalniane w odpowiednich przedziałach komórkowych. 

- Zasadniczym odkryciem było to, że substancje w komórce są przenoszone zamknięte w błonowych pęcherzykach. Te pęcherzyki poruszają się wewnątrz komórki dostarczając swój ładunek do różnych wewnętrznych lokalizacji. To podstawowa zasada transportu wewnątrzkomórkowego. Rothman izolował te pęcherzyki metodami biochemicznymi z komórek i w probówkach odtworzył proces ich wzajemnej fuzji - powiedziała dr Miączyńska. 

Z kolei prof. Schekman odkrył dużą grupę genów, które okazują się kluczowe dla regulacji procesu transportu w komórce. - Te geny są zachowane w procesie ewolucji i występują również w naszych, ludzkich komórkach. - wyjaśniła Miączyńska.
Natomiast ostatni z laureatów przyczyniłisę do tego, że "To właśnie jego badania pozwoliły zrozumieć, w jaki sposób neuroprzekaźniki - które są podstawą działania naszego układu nerwowego - są wydzielane z komórki i pobierane przez inne komórki" - podkreśliła. 

- Odkrycia tegorocznych noblistów z medycyny mają duże znaczenie dla rozwoju badań profilaktycznych, poznaniu mechanizmów uwalniania hormonów przez gruczoły dokrewne w określonej porze dnia - ocenił prof. Bronisław Cymborowski z Uniwersytetu Warszawskiego. 

Wiele substancji produkowanych na terenie komórki - tłumaczy profesor - jest wydzielanych w określonym czasie w ciągu doby, a nawet w ciągu roku. 
- Melatonina (hormon snu) uwalnia się głównie wieczorem, a znika rano. Wiele innych hormonów jest wydzielanych w rytmie dobowym, ale są też takie, które wydzielane są sezonowo latem czy zimą - dodał ekspert. - Jeżeli wiemy, że dana substancja czy hormon jest uwalniany wieczorem, to nie ma co szukać go w organizmie rano. Niestety, zwykle analizy krwi wykonujemy rano i na czczo, a często powinniśmy to robić wieczorem. Gdybyśmy stężenie melatoniny we krwi badali rano, to będzie ono zupełnie inne, niż gdybyśmy robili to wieczorem lub w środku nocy" - powiedział prof. Cymborowski podkreślając znaczenie odkrycia noblistów dla współczesnej diagnostyki i leczenia.

Przetrwać Belize - operatorzy GROM-u na ekstremalnym szkoleniu w dżungli

Gdy pierwszy raz stanie się twarzą w twarz z dżunglą, to ma się wrażenie, że jest się w dużym, pięknym ogrodzie botanicznym. Zachłyśnięcie się tym i niepamiętanie o ogromnej liczbie żyjących tam węży, pająków czy skorpionów, jest niebezpieczne - opowiada w rozmowie z Wirtualną Polską Naval, były operator GROM-u, który wraz z kolegami wziął udział w ekstremalnym szkoleniu wojskowym w południowoamerykańskich lasach równikowych. Swoje przeżycia opisał w książce "Przetrwać Belize", która wkrótce ukaże się w księgarniach nakładem Wydawnictwa Znak. 


Tomasz Bednarzak: Jak smakuje iguana? 

Naval: - Delikatny posmak kurczaka, ale bardzo twarde mięso. 


A inne egzotyczne zwierzęta, których próbowaliście w dżungli? Czy smak któregoś zapadł Panu szczególnie w pamięci? 

- Mięso jest mięso, a gdy jest się głodnym, to tym bardziej organizm potrzebuje tego białka, które jest tam zawarte. Nie jadłem tego jako degustator, ale jako ktoś głodny, kto potrzebuje jedzenia. 

Ekstremum w pigułce, czyli jak wyglądają najcięższe kursy wojskowe

Morderczy trening polskich komandosów w dżungli Gujany Francuskiej

Polscy komandosi szkolili się w górach Kaukazu
Jak zostać w Polsce komandosem?

Czym Belize zasłużyło sobie na miano "zielonego piekła"? 

- To by trzeba było powiedzieć, że raczej "brązowego ", bo najbardziej kojarzy mi się ta dżungla z tym brudnym błotem, będącego tam w ilościach przewyższających to piękno, które widziało się gdzieś tam po bokach. 


Jak się Pan tam znalazł? 

- Był organizowany kurs basic jungle training dla żołnierzy, którzy rozpoczynają swoją przygodę z poznawaniem środowiska dżungli. Organizatorzy wysłali do GROM-u propozycję naszego uczestnictwa w tym kursie, a jednostka się zgodziła i nas wysłała. 


Czemu mają służyć takie kursy? Szansa, że Polska będzie uczestniczyć w konflikcie toczącym się w strefie klimatów równikowych jest przecież bliska zeru. 

- Zdajemy sobie sprawę z tego, że jest to dość nikła możliwość. Ale jeżeli Polska chce być graczem światowym i uczestniczyć w międzynarodowych koalicjach, warto by miała w swoich szeregach specjalistów, którzy mają w ogóle pojęcie jak jest walczyć w dżungli, jakie jest to środowisko. Choćby po to, by odradzić politykom albo być ekspertami w tych sprawach, bo polityk może czasami tego nie wiedzieć. Będziemy jechali do któregoś kraju równikowego, będą chcieli poradzić się jakiegoś żołnierza, a wojsko powie, że nie ma specjalistów. A tak mamy kogoś, kto był, uczestniczył, wie i może powiedzieć otwarcie: nie mamy do tego sprzętu, a klimat jest tak wyniszczający, że nasi ludzie sobie tam nie poradzą. 


Ale czy nie jest trochę tak, że takie szkolenie niesie ze sobą doświadczenia, które przydadzą się nie tylko w strefie równikowej, ale również w ekstremalnych środowiskach w innych częściach świata? 

- Tak, raz, że umiejętności, a dwa, że człowiek hartuje się, zaczyna być, jak ja to mówię, "obywatelem świata", bo poznaje nowe kontynenty i środowiska. Więc można powiedzieć, że kompetencje każdego z nas jak najbardziej wzrastają. 


Jakie niebezpieczeństwa czyhają na tych, którzy zapuszczą się w głąb belizeńskiej dżungli? 

- Gdy pierwszy raz stanie się twarzą w twarz z dżunglą, to ma się wrażenie, że jest się w dużym, pięknym ogrodzie botanicznym. Zachłyśnięcie się tym i niepamiętanie o ogromnej liczbie żyjących tam, wokół nas, węży, pająków czy skorpionów, jest niebezpieczne. Poza tym sama roślinność też stanowi nie lada wyzwanie dla piechura, który będzie chciał przemierzać ten obszar. 


Wbrew pozorom, mimo tego niezwykłego bogactwa fauny i flory, w dżungli nie jest wcale tak łatwo o pożywienie. 

- Dla nas to kwestia przeżycia. To nie jest tak, że ta roślinność oddaje nam swoje bogactwa bez walki. Jeżeli są to owoce, to wysoko w koronach drzew, jeżeli są to jakieś bulwy, to trzeba wiedzieć, pod którymi krzakami je znaleźć. A znajdując je, jeszcze należy wiedzieć, czy można ten owoc czy warzywo zjeść, czy nie jest trujące. 


Paradoksalnie, pomimo ogromnej wilgotności tamtego klimatu i ciągłych deszczów, zapotrzebowanie organizmu na wodę w tamtych rejonach jest niewiele mniejsze od tego na pustyni. 

- W dżungli panuje takie złudne uczucie, że się nie chce pić, bo jest bardzo wilgotno i jest się cały czas mokrym. Wręcz trzeba się pilnować i upominać nawzajem, że trzeba pić i pić, bo "przeciekamy" - organizm wypaca z siebie wszystko. W takich warunkach każdy potrzebuje gdzieś 4-5 litrów wody dziennie. Dlatego będąc profesjonalnymi operatorami czy żołnierzami w tamtym rejonie, trzeba tak sobie planować trasy, by ten dostęp do źródeł wody był. 


Ale samo dotarcie do pozornie niedaleko położonej rzeki czy jeziora, może być kilkugodzinną wyprawą przez mękę. 

- Jak pokazywali nam instruktorzy, w skrajnych przypadkach, tam gdzie rosną lasy namorzynowe, jeden kilometr to jest nawet osiem godzin przedzierania się. W Polsce taki odcinek potrafimy pokonać w pięć minut. 

27 kwietnia kanonizacja Jana Pawła II i Jana XXIII

Kanonizacja Jana Pawła II i Jana XXIII odbędzie się 27 kwietnia 2014 roku - ogłosił papież Franciszek podczas konsystorza w Watykanie. W konsystorzu wzięli udział kardynałowie z Rzymu i z innych krajów, wśród nich kardynał Stanisław Dziwisz.


Zgodnie z przewidywaniami obaj papieże zostaną wyniesieni na ołtarze w Niedzielę Miłosierdzia Bożego, święto ustanowione przez Jana Pawła II.
BP PIERONEK: JAN PAWEŁ II I JAN XXIII ZAWAŻYLI NA LOSACH KOŚCIOŁA
Bp Pieronek: Jan Paweł II i Jan XXIII zaważyli na losach Kościoła
Jan Paweł II jak i Jan XXIII zaważyli na losach współczesnego Kościoła, pokazali jego otwartość; ich wspólna kanonizacja będzie symboliczna - uważa bp Tadeusz Pieronek, który przewodniczył pomocniczemu trybunałowi ds. beatyfikacji Jana Pawła II w Krakowie. czytaj więcej
Data mszy kanonizacyjnej została ogłoszona przez papieża Franciszka niespełna pół godziny po rozpoczęciu konsystorza. Po krótkiej modlitwie w Sali Konsystorza prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych kardynał Angelo Amato przedstawił sylwetki obu kandydatów do świętości. Zwrócił szczególną uwagę na ich służbę na rzecz pokoju, podkreślając, że do niej zachęca także papież Franciszek. Przypomniał również, że Jan XXIII i Jan Paweł II stali na czele Kościoła w okresach "radykalnych transformacji" i krzewili ideę godności człowieka.
W konsystorzu uczestniczyli także dwaj polscy purpuraci pracujący w Watykanie; to prefekt Kongregacji Wychowania Katolickiego kardynał Zenon Grocholewski i przewodniczący Papieskiej Rady ds. Świeckich kardynał Stanisław Ryłko.


Intencją Franciszka od początku było wspólne wyniesienie na ołtarze dwóch papieży.
Dwaj wielcy papieże XX wieku
Papież już w lipcu podczas rozmowy z dziennikarzami dał do zrozumienia, że jest skłonny przychylić się do prośby kardynała Dziwisza o organizację mszy kanonizacyjnej na wiosnę, a nie zimą tego roku, jak pierwotnie planowano. Metropolita krakowski argumentował, że zima nie jest dogodnym terminem dla pielgrzymów z Polski wybierających się na tę uroczystość do Watykanu.
Zwraca się uwagę na to, że świętymi ogłoszeni zostaną dwaj wielcy papieże XX wieku. W obu przypadkach ich procesom kanonizacyjnym towarzyszyły wyjątkowe okoliczności. Jan Paweł II, ogłoszony błogosławionym w 2011 roku, zostanie kanonizowany w rekordowo krótkim czasie, dziewięć lat po śmierci.
Przyspieszono również kanonizację Jana XXIII, zmarłego w 1963 roku. Franciszek uczynił bowiem istotny wyjątek. Zgodził się na kanonizację bez wymaganego do niej zgodnie z przepisami kościelnymi drugiego cudu uzdrowienia. Papież zdecydował, że wystarczy jeden przypadek cudu, czyli ten wybrany do beatyfikacji Dobrego Papieża w 2000 roku.



Brytyjczycy tworzą własny odpowiednik FBI

Władze brytyjskie utworzyły nową agencję ds. walki z przestępczością zorganizowaną, cyberprzestępczością oraz przestępstwami finansowymi. National Crime Agency (NCA), wzorowana w pewnej mierze na amerykańskim FBI, rozpoczęła działalność w poniedziałek.


Agencja ds. Walki z Przestępczością będzie też czuwać nad bezpieczeństwem granic, walczyć z przestępstwami korporacyjnymi, gospodarczymi, defraudowaniem pieniędzy, a nawet nadużyciami seksualnymi wobec dzieci. Dyrektor Generalny NCA Keith Bristow obiecał również nawiązanie lepszej współpracy z sektorem prywatnym i korzystanie z bezpłatnych usług doradców zwanych pracownikami "specjalnymi", których zadaniem będzie tropienie przestępczości np. w instytucjach finansowych.
"Przestępczość zorganizowana zmienia się, staje się bardziej różnorodna, międzynarodowa, bardziej on-line. W miarę jak zmienia się przestępczość musi się więc zmieniać nasza odpowiedź na nią" - powiedziała minister spraw wewnętrznych Wielkiej Brytanii Theresa May podczas konferencji prasowej.
Opozycja skrytykowała powołanie NCA jako zabieg marketingowy, polegający na stworzeniu nowej nazwy dla starych struktur, co ma przesłonić cięcia budżetowe ograniczające finansowanie policji. "Nowa organizacja nie jest na tyle silna, by móc sobie radzić z gwałtownym wzrostem przestępczości gospodarczej czy cybernetycznej" - powiedział rzecznik opozycyjnej Partii Pracy David Hanson.

NCA zatrudniać będzie ponad 4 tys. osób, będzie też miała ogólnokrajowe centrum zbierające dane wywiadowcze i jednostkę specjalną do walki z cyberprzestępczością. Zajmie się koordynowaniem działań policji mających na celu tropienie i zwalczanie skomplikowanych międzynarodowych przestępstw finansowych. W odróżnieniu od amerykańskiej FBI brytyjska agencja nie będzie się jednak zajmowała kwestiami bezpieczeństwa narodowego oraz walką z terroryzmem, choć, jak poinformował Bristow, z czasem może się to zmienić.
Według danych NCA w Wielkiej Brytanii w przestępczość zorganizowaną zaangażowanych jest około 37 tys. osób, należących do 5,5 tys. grup.



Przełom w walce z HIV? Zaskakujące efekty terapii

Określenie "kafkowski" zazwyczaj nie odnosi się do opisywania reakcji odpornościowych, ale idealnie wpasowuje się w to, jak dr Louis J. Picker sformułował i opisał działanie swojej eksperymentalnej szczepionki na małpach.

Ostatnia praca Pickera, eksperta od szczepionek na Uniwersytecie Zdrowia i Nauki w Oregonie, poruszyły długie, żmudne i - z racji długotrwałego braku pozytywnych wyników pracy - dość frustrujące poszukiwania szczepionki na AIDS. Jego ostatnie badania, opublikowane niedawno w magazynie "Nature", wprawiły naukowców w osłupienie i skłoniły do porządnego podrapania się po głowie, zastanawiając się, czy to może nie jest nowa, trafna droga poszukiwań.
Picker przetestował swoją szczepionkę na szesnastu małpach, które następnie zarażono małpim wirusem niedoboru odporności, blisko spokrewnionym z wirusem HIV, który w normalnej sytuacji spowodowałby szybką i - nie oszukujmy się - wyjątkowo nędzną śmierć. Stało się jednak inaczej. Eksperymentalna szczepionka uchroniła co prawda tylko dziewięć z zarażonych "pacjentek", jednak pozwoliła dostrzec coś, co nigdy wcześniej nie miało miejsca - uodpornione zwierzęta powoli "oczyszczały" wirusa i - co wydaje się wręcz nieprawdopodobne - ozdrowiały.


Dr Anthony S. Fauci, dyrektor Narodowego Instytutu Alergii i Chorób Zakaźnych, powiedział, że efekt był "wyjątkowy". Natomiast doktor Barton F. Haynes, dyrektor Human Vaccine Institute w Szkole Medycznej Uniwersytetu Duke, powiedział, że jest "bardzo ważne, by zrozumieć, jak to się stało." Naukowcy często testowali potencjalne szczepionki na AIDS, tworząc bardzo podobne na małpi wirus niedoboru odporności (SIV), jednak żadna wcześniej nie wyeliminowała istniejącego wirusa.
W tym sensie, efekt szczepionki Pickera nie był podobny do takiej jak np. na odrę lub grypę, a bardziej jak lekarstwo na AIDS, stosowane w dwóch szerzej znanych przypadkach - u pacjenta z Berlina i dziecka z Mississippi. Pierwszy z nich - Timothy Ray Brown, został zarażony wirusem HIV i wyleczony tylko przez zacieranie jego układu odpornościowego, by pokonać ostrą białaczkę szpikową (na którą również zapadł), a następnie wstrzykiwanie szpiku kostnego od dawcy z rzadką, blokującą mutacją HIV. Drugi przypadek, gdy obecnie zdrowe dziecko urodziło się z zakażonej matki, wydarzył się w Mississippi. Początkowo było zakażone wirusem HIV, ale dzięki zaaplikowaniu uderzeniowej dawki leków antyretrowirusowych tuż po narodzinach, zwalczyło chorobę. Wydaje się, że dziecko jest już całkowicie zdrowie, jednak naukowcy nie mają stuprocentowej pewności, czy wirus nie czai się gdzieś głęboko w ciele dziecka, bo niestety nie każda tkanka może być zbadana.
Ponieważ Picker pracuje z małpami, miał możliwość zrobienia czegoś, co byłoby nie do pomyślenia (i zrealizowania) przypadku ludzkich pacjentów - z każdego narządu podczas sekcji zwłok pobierał nawet 240 próbek, by przekonać się, że nie wykazywał obecności głęboko ukrytego wirusa.
Tworzenie szczepionek opartych na prostym osłabianiu wirusa wywołującego AIDS nie przyniosło pozytywnych rezultatów, ponieważ mutuje on sto razy szybciej niż np. wirus grypy. W swojej szczepionce Picker zastosował więc wirus SIV z cytomegalowirusem. Wcześniej próbowano łączyć HIV z innymi wirusami, ale cytomegalowirus wydaje się być najskuteczniejszym wyborem. Nie jest do końca jasne, dlaczego właśnie z tym wirusem osiąga się lepsze wyniki, ale jedna z teorii mówi, że ma on bardzo długą historię. Tak bardzo, że obecnie nawet 100 procent małp i około 80 procent nabywa go w trakcie swojego życia. Dlatego też zdążyliśmy się do niego przystosować.
Mimo, że wirus może być śmiertelny dla płodów i dla osób z układem odpornościowym tłumionym przez AIDS, w większości przypadków nie wywołuje objawów. Organizm reaguje na niego wolniej i spokojniej niż np. na grypę . Jak w przypadku każdej infekcji, grasica generuje nowe białe krwinki - limfocyty T, w tym wypadku - CD8, ukierunkowane na konkretnego wirusa. Ale w przypadku szczepionki Picker zadbał o to, by komórki pozostawały w nietypowym stanie połowicznego alarmu. Pełnowymiarowy mógłby być niebezpieczny. Właśnie ten połowiczny alarm jest wspomnianym na początku elementem "kafkowskim". Nieaktywny CD8 będzie wędrować bez celu, podczas, gdy pełna aktywacja wywołałaby w organizmie burzę.
Nowa technika pozwala osiągnąć najlepsze efekty. Fauci stwierdził, że powinno to być podane szczepionką, która generuje przeciwciała w walce z HIV i może wyeliminować komórki, które przemykają obok tarczy przeciwciał. Szczepionka może być podana zainfekowanym pacjentom na lekach antyretrowirusowych, aby zobaczyć, czy może "posprzątać" nosicieli wirusa. - Powinno to trwać nawet do trzech lat, aby ludzka wersja była gotowa do prób - szacuje Picker. - Teraz najlepsze pytanie: Dlaczego tylko pół? - zapytał dr Mike McCune, badacz AIDS na Uniwersytecie Kalifornijskim w San Francisco, odnosząc się do małp, które zostały zabezpieczone w procesie Pickera. Zbyt często lekarstwa na AIDS, które działają u bardzo wielu małp, praktycznie w ogóle nie działają na ludzi. - Nie wszystkie małpy są takie same - kontynuował McCune. Jednak małpy są nam bliższe, chociażby dietą, niż np. myszy. Kto wie, co się stanie, jeśli rzeczywiście zareagujemy podobnie?
Donald G. Mcneil Jr



W Moskwie odsłonięto tablicę upamiętniającą Annę Politkowską

Tablicę upamiętniającą Annę Politkowską odsłonięto w poniedziałek w Moskwie na budynku redakcji opozycyjnej "Nowej Gaziety", w której pracowała zamordowana dziennikarka. 7 października przypada siódma rocznica jej tragicznej śmierci.


W uroczystości uczestniczyli bliscy Politkowskiej, przyjaciele, koledzy redakcyjni, dziennikarze innych mediów, politycy, dyplomaci, twórcy kultury i czytelnicy - łącznie około 200 osób.
Wykonana z brązu tablica ma kształt trzech kartek wyrwanych z notesu dziennikarki. Na jednej widnieje jej portret, a na pozostałych - informacja o tym, że do swojej tragicznej śmierci, w latach 1999-2006 pracowała w tym budynku.
Autorami tablicy są: młody rzeźbiarz Iwan Bałaszow i architekt Piotr Kozłow. Wygrali oni konkurs rozpisany w piątą rocznicę śmierci Politkowskiej. W jury zasiadały m.in. dzieci dziennikarki - Wiera i Ilja.


Redaktor naczelny "Nowej Gaziety" Dmitrij Muratow wyraził nadzieję, że w nieodległej przyszłości na tablicy pojawi się czwarta kartka - z informacją, iż zleceniodawca mordu został schwytany i osądzony.
"Zamordowano ją w podły sposób, zza węgła"
Inni występujący podkreślali, że Politkowska często ryzykowała życiem, jednak zamordowano ją w podły sposób, zza węgła. "Anna Politkowska swoim życiem dowiodła, że nic nie jest straszne i nic nie jest beznadziejne" - przekonywał aktor Aleksandr Filippienko.
Politkowska była też obrończynią praw człowieka i autorką książek o współczesnej Rosji, w tym o wojnie w Czeczenii i autorytarnej polityce Władimira Putina. Została zastrzelona 7 października 2006 roku na klatce schodowej swojego moskiewskiego domu, gdy czekała na windę.
O zorganizowanie zabójstwa dziennikarki oskarżono biznesmena z Czeczenii Łom-Alego Gajtukajewa. Według Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej, utworzył on w tym celu grupę przestępczą, w której skład weszli - również pochodzący z Czeczenii - bracia Machmudowowie: Ibrahim, Dżabrail i Rustam, a także byli oficerowie milicji Siergiej Chadżikurbanow i Dmitrij Pawluczenkow. Za bezpośredniego sprawcę morderstwa uznano Rustama Machmudowa.
Zleceniodawców zabójstwa Politkowskiej wciąż nie wykryto
Proces pięciu z nich - Gajtukajewa, braci Machmudowów i Chadżikurbanowa - od 24 lipca trwa przed Moskiewskim Sądem Miejskim. Jest to już drugi proces w tej sprawie. W poprzednim, który toczył się w latach 2008-2009, oskarżonych uniewinniono na mocy werdyktu ławy przysięgłych. We wrześniu 2009 roku Sąd Najwyższy nakazał przeprowadzenie nowego śledztwa w sprawie zabójstwa dziennikarki.
Szósty z domniemanych zabójców - Pawluczenkow, który przyznał się do winy i zobowiązał się do współpracy podczas śledztwa, zawierając stosowny układ z Prokuraturą Generalną FR, w grudniu 2012 roku został już skazany na 11 lat pozbawienia wolności w kolonii karnej. Sąd uznał go za współorganizatora zbrodni.
Zleceniodawców zabójstwa Politkowskiej wciąż nie wykryto. W tej sprawie prowadzone jest oddzielne dochodzenie.



Zabieg ablacji ze wskazań życiowych przeprowadzono u ciężarnej

Zabieg ablacji przeprowadzili u kobiety w 23. tygodniu ciąży lekarze z Górnośląskiego Centrum Medycznego w Katowicach - Ochojcu. Stosowany w celu wyleczenia zaburzeń rytmu serca zabieg wykonuje się podczas ciąży "ekstremalnie rzadko".



Wada zagrażała jednak życiu kobiety i jej dziecka.
Główną trudnością w przeprowadzeniu tego zabiegu u ciężarnych jest niemożność zastosowania promieni rentgenowskich podczas wprowadzania elektrod do organizmu pacjentki - promieniowanie mogłoby uszkodzić płód. Katowiccy kardiolodzy zastosowali więc wyłącznie system do elektroanatomicznego mapowania serca Ensite.
- To tak jakby prowadzić samochód, zamiast oczu używając radaru i promieniowania podczerwonego. To możliwe, ale bardzo trudne - powiedział w poniedziałek dr Seweryn Nowak, który wraz z dr. Andrzejem Hoffmannem przeprowadził zabieg.

27-letnia kobieta cierpiała z powodu częstoskurczu nadkomorowego jeszcze zanim zaszła w ciążę. Odmienny stan, który zawsze jest dodatkowym obciążeniem dla układu sercowo - naczyniowego, niebezpiecznie nasilił objawy. Kilka razy na dobę kobieta miała tak silny częstoskurcz, że traciła przytomność i upadała, co stanowiło dodatkowe zagrożenie dla niej i dla dziecka. Zabieg został więc przeprowadzony ze wskazań życiowych, zaledwie dzień po tym, jak zgłosiła się do poradni przy Górnośląskim Centrum Medycznym.
Jak wyjaśnił dr Nowak, zabieg ablacji polega na wprowadzeniu żyłami przez udo i szyję do serca dwóch elektrod diagnostycznych i jednej ablacyjnej. Ta ostatnia prądem o częstotliwości radiowej niszczy obszar odpowiedzialny za przewodzenie arytmii. - W tym przypadku miał wielkość ziarenka gorczycy lub małego ziarenka pieprzu. Zabieg przebiegł bez żadnych komplikacji, a następnego dnia pacjentka w dobrym stanie została wypisana do domu  - powiedział dr Nowak.



Terlikowski przegrał z Tysiąc. Zapłaci za "moralną obrzydliwość"


Tomasz Terlikowski, który zarzucił Alicji Tysiąc "moralną obrzydliwość" i porównał ją do Adolfa Eichmanna, przegrał w sądzie. Publicysta naruszył dobra osobiste i ma zapłacić 10 tys. zł odszkodowania. Tysiąc żądała kwoty trzynaście razy wyższej. O sprawie informuje portal info.wiara.pl.


Urażona słowami publicysty Tomasza Terlikowskiego Alicja Tysiąc wytoczyła mu proces i zażądała 130 tys. zł odszkodowania - 100 tys. zł zadośćuczynienia za doznaną krzywdę oraz 30 tys. zł na fundację Feminoteka - oraz przeprosin na łamach "Rzeczpospolitej" i "Gazety Wyborczej".
Sąd, co prawda, uznał winę Terlikowskiego, ale kwota zadośćuczynienia to 10 tys. zł, a przeprosiny mają być opublikowane na łamach portalu salon24.pl.
Przypomnijmy: Alicja Tysiąc chciała usunąć ciążę z obawy przed utratą wzroku. Lekarze odmówili jej wówczas aborcji, dopuszczalnej ze względów zdrowotnych.



Poród spowodował, że wzrok kobiety znacznie się pogorszył i przyznano jej pierwszą grupę inwalidzką.
Europejski Trybunał Praw Człowieka, do którego złożyła skargę, przyznał jej 25 tys. euro zadośćuczynienia.

W sprawie Alicji Tysiąc głos zabrał Tomasz Terlikowski, który ocenił, że "zasłanianie tej prostej prawdy słowami o tym, że kobieta nie złamała prawa, a jedynie próbowała egzekwować przysługujące jej prawa - jest absurdalne".
"Adolf Eichmann też nie łamał hitlerowskich praw, czy to znaczy, że nie można go nazwać mordercą (w tym przypadku już nie niedoszłym, a jak najbardziej doszłym)?" - napisał Terlikowski.



Ukraina coraz bliżej UE. "Nader ważna rola Komorowskiego"

Prezydent Bronisław Komorowski oświadczył po poniedziałkowym spotkaniu z prezydentem Ukrainy Wiktorem Janukowyczem, że oba kraje "ciężko i wydaje się, że owocnie" pracują na sukces listopadowego szczytu Partnerstwa Wschodniego w Wilnie.


"Relacje polsko-ukraińskie i perspektywa zbliżania się Ukrainy do współpracy z UE to strategiczne sprawy dla Polski" - powiedział Komorowski na konferencji prasowej w Krakowie. Dlatego, jak dodał, z prawdziwą satysfakcją podpisał w poniedziałek z Janukowyczem plan współpracy polsko-ukraińskiej do roku 2015.
Komorowski zaznaczył, że plan ten zakłada "optymistyczny wariant współpracy między Polską jako członkiem UE a Ukrainą jako krajem stowarzyszonym". Jak mówił, "pracujemy ciężko i wydaje się, że owocnie na sukces szczytu Partnerstwa Wschodniego w Wilnie w listopadzie".
Prezydent Polski dodał, że poniedziałkowa rozmowa dotyczyła oceny przygotowań do podpisania umowy stowarzyszeniowej UE-Ukraina na tym szczycie. "Była to rozmowa również dotycząca perspektywy zlikwidowania ostatnich barier utrudniających tę perspektywę sukcesu szczytu w Wilnie" - powiedział.

Także Janukowycz podkreślił, że "niezwykle ważnym" tematem rozmowy, którego - jak stwierdził - "nie można było pominąć", była perspektywa integracji Ukrainy z Unią Europejską.
"W tym zakresie pragnę podkreślić nader ważną rolę prezydenta Komorowskiego w sprawie zbliżania się Ukrainy z Unią Europejską. Wiele czasu poświęciliśmy też ostatnim chwilom przygotowań do szczytu wileńskiego Partnerstwa Wschodniego" - powiedział prezydent Ukrainy.
Unia Europejska uzależnia zaplanowane na koniec listopada podpisanie umowy stowarzyszeniowej z Ukrainą od uwolnienia b. premier Julii Tymoszenko.
Komorowski zastrzegł, że rozmowy - z udziałem jego i prezydenta Ukrainy - będą kontynuowane podczas spotkania w poniedziałek wieczorem z prezydentami Włoch i Niemiec.



Koniec "Zielonej Wyspy"

Odczujemy na własnej skórze szał inwestycji ostatnich lat -takie hasła krążą w społeczeństwie.


           Czy to już koniec "zielonej wyspy " premiera Tuska?? Skończyły się czasy kiedy nasz premier mógł mówić o Polsce -"zielona wyspa .Wzrost gospodarczy na poziomie 1,1% nie daje społeczeństwu odczuć dynamiki rozwoju kraju.
           Kolejnym problemem premiera jest wprowadzenie waluty Euro której większość Polaków nie chce-uważają ,że po jej wprowadzeniu "będzie jeszcze gorzej" niż jest obecnie.Ponadto Polska nie spełnia warunków do przystąpienia do strefy Euro - jest to problem o którym Platforma nie wspomina ...

Kaczyński ma poparcie-PIS na fali...zdobywają wyborców

 Od kiedy Prawo i Sprawiedliwość jest na fali nikt nie liczy się z reformami premiera Tuska...Jedyną szansą ratunku dla premiera jest prognozowany na rok 2014 wzrost gospodarczy na poziomie 2 %.          Według ekonomistów Commerzbanku nawet 3,2 proc. a to "może okazać się wiatrem w żagle dla osłabionego Tuska".



Rosjanie nie chcą produktów mlecznych LItwy

Rosja wprowadziła embargo na import produktów mlecznych z Litwy(07.10.2013)


W poniedziałek(07.10.2013) Rosja oficjalnie wstrzymała import produktów mlecznych z Litwy.Informację przekazał główny lekarz sanitarny Federacji Rosyjskiej Giennadji Oniszczenko .

Wprowadzenie embarga uzasadniają wykryciem w Litewskich wyrobach mlecznych pleśni i bakterii e.coli.

Władze litewskie nie otrzymały oficjalnej informacji w sprawie wprowadzenia embarga na import Litewskich produktów mlecznych :„Nie otrzymaliśmy żadnej oficjalnej informacji. Jutro nasz minister udaje się do Moskwy, być może sytuacja wyjaśni się podczas bezpośrednich spotkań” - powiedziała agencji BNS Ramune Visockyte, rzeczniczka ministra rolnictwa Litwy Vigilijusa Jukny.


Rosja jest jednym z kluczowych rynków dla produktów mlecznych z Litwy, gdyż prawie 85 proc. litewskiego eksportu wyrobów mlecznych przypada na FR.
Według danych litewskiego departamentu statystyki, w ciągu siedmiu miesięcy bieżącego roku Litwa wyeksportowała do Rosji 31 tys. ton produktów mlecznych na sumę 362,8 mln litów (105 mln euro)